z netu
z netu
g.host g.host
3055
BLOG

Lockerbie vs. Smoleńsk

g.host g.host Polityka Obserwuj notkę 55

Kiedy Adam Małysz wygrał swój pierwszy konkurs, nagle okazało się, że Polacy są najlepszymi na świecie specjalistami od skoków narciarskich. Kiedy Kubica po raz pierwszy zameldował się w bolidzie F1, każdy nasz rodak wyrwany z głębokiego snu był w stanie wyrecytować listę startową ostatniego Grand Prix. Kiedy pod Smoleńskiem rozbił się samolot z Lechem Kaczyńskim na pokładzie,  ujawniły się miliony wybitnie utalentowanych specjalistów do spraw katastrof lotniczych. Lepszych, niż Klich, Lasek i jakikolwiek zawodowiec z PKBWL.

27 stycznia w Gościu Niedzielnym pojawił się artykuł pana Tomasza Rożka, w którym autor stawia ciekawe, ale kompletnie nieprawdziwe tezy. Dla każdego choćby minimalnie obeznanego z tematem natychmiast jasne się staje, że jest to tekst napisany na polityczne zamówienie. No bo przepraszam, jaki jest związek czasopisma katolickiego z zagadnieniami dotyczącymi bezpośrednio terroryzmu i katastrof lotniczych? A swoją drogą, to smutne, że nawet Gość Niedzielny, dotąd chyba najbardziej religijne, a najmniej polityczne czasopismo w Polsce wykazuje intencje, by taplać się w Smoleńskim błocie.

Artykuł pana Rożka dotyczył zamachu terrorystycznego dokonanego w 1988 roku na transkontynentalnym locie Pan Am 103. Samolot wybuchł w trakcie lotu i spadł na niewielkie miasteczko ulokowane w południowej Szkocji - Lockerbie.

To była bardzo głośna, międzynarodowa sprawa. Jednym z elementów badania wspomnianego zdarzenia, było odzyskanie wszelkich możliwych szczątków i próba zrekonstruowania z nich samolotu. Stało się to głównym argumentem zwolenników teorii zamachu smoleńskiego, za pomocą którego usiłują dowieść, że PKBWL nie zrobił wszystkiego, by tę hipotezę obalić. Prawica uważa, że dzięki zrekonstruowaniu kadłuba dowiedziono zamach nad Lockerbie, więc u nas też mogłoby się udać.

„Precyzyjnie prowadzone śledztwo doprowadziło do ustalenia, rok po katastrofie, co było jej przyczyną, wiedziano też gdzie wybuchła bomba i jakiej była wielkości, a niewielki, mniejszy niż paznokieć małego palca, fragment elektronicznej płytki, który okazał się elementem mechanizmu zegarowego w zapalniku bomby doprowadził ich do ustalenia skąd pochodzili zamachowcy, a później konkretnego zamachowca.“– to cytat ze wspomnianego wcześniej artykułu. Teoretycznie nie ma w tym kłamstwa, jest jednak jawna manipulacja.

Z tekstu wynika, że poskładanie kadłuba dało odpowiedź na pytanie, czy był zamach, czy nie. To nieprawda.

Zacznijmy od tego, że 747 Pan Am rozpadł się w powietrzu, na wysokości przelotowej. Spadł z poziomu lotu 330, czyli 33 tysięcy stóp i rozsypał się po całym Lockerbie. Samolot może się rozpaść w powietrzu bez udziału wybuchu, jeśli w wyniku awarii lub błędu ludzkiego zostanie poddany zbyt wysokim obciążeniom. Zdarza się to niezwykle rzadko, ale jednak się zdarza. Jednak w opisywanym wypadku pewność co do tego, że wybuch nastąpił pojawiła się zanim jeszcze kontroler obszaru zgłosił zaginięcie maszyny. Pan Am pokonywał bardzo uczęszczany euroatlantycki korytarz i jego eksplozję widziało kilku pilotów innych maszyn, zdążającym w tym samym i w przeciwnym kierunku.

Jeśli samolot wybucha w powietrzu – to musi być bomba. Wprawdzie znany jest przypadek lotu TWA 800, który wybuchł rzekomo na wskutek spięcia instalacji umieszczonej w baku Boeinga 747, jednak w to wytłumaczenie nie wierzy w Stanach prawie nikt. Mówi się o tym, że samolot został przypadkowo strącony wojskową rakietą. Jak było naprawdę – nie wiadomo. Tak, czy inaczej, śledczy badający katastrofę w Lockerbie od początku wiedzieli, że mają do czynienia z zamachem. Rzecz jasna, na potrzeby prasy mówiono o usterce, ponieważ nigdzie na świecie nie ma zwyczaju sugerowania ataku terrorystycznego bez uzyskania absolutnej pewności. A tę uzyskano podczas badania wraku na miejscu katastrofy. Błyskawicznie ujawniono na nim ogromną ilość semtexu.

Dlaczego zatem zdecydowano się na odbudowanie wraku? To proste. Śledczym chodziło o to, by dowiedzieć się, w jaki sposób bombę przemycono na pokład i kto mógł to zrobić. Rekonstrukcja pozwoliła ustalić przebieg wybuchu, a tym samym punkt zapalny. Drugim, niezwykle istotnym celem odbudowy było odfiltrowanie części samego ładunku. Jumbo Jet w wersji 100 waży 160 ton netto. Łatwo sobie wyobrazić ilość szczątków zalegających w Lockerbie. Śledczy musieli się dowiedzieć, które spośród znalezionych części składały się na samolot, a które na jakiekolwiek elementy obce. Ostatecznie, dzięki rekonstrukcji wraku ustalono, że wybuch nastąpił w luku bagażowy. A filtrowanie szczątków pozwoliło ustalić, że bombę umieszczono w sprzęcie elektronicznym.

Podsumowując. Kadłub Pan Am 103 zrekonstruowano nie po to, ŻEBY ZNALEŹĆ przyczynę zdarzenia. Zrekonstruowano go PONIEWAŻ ZNALEZIONO przyczynę.

W przypadku Smoleńska, potrzebne odpowiedzi dały czarne skrzynki. Nic nie wskazuje na to, by na pokładzie Tu-154 cokolwiek wybuchło. Nie ma po co rekonstruować wraku. A nawet gdyby się tak stało, nic by to nie dało, ponieważ takie rekonstrukcje przeprowadza się z zupełnie w zupełnie innym celu.

Smoleńska szloch-prawica tak bardzo pragnie zamachu, że kompletnie straciła kontrolę nad jakością retoryki. Panu Rożkowi polecam popracować nieco nad umiejętnością odpowiedniego kodowania komunikatu. A prawicowym blogerom – nad selekcją przyswajanych treści. Bo nic nie kompromituje bardziej, niż ślepe powtarzanie wyssanych z palca bzdur.

 

Twitter

 

 

 

 

g.host
O mnie g.host

Banuję tylko za pomocą argumentów

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka